Polska gospodarka na stratach
W ciągu ostatnich kilkunastu lat deficyt w handlu zagranicznym wyniósł kilkaset mld zł. Jeszcze wyższy był deficyt na rachunku bieżącym. Pocieszając jest, że w latach 2012-2013 zaobserwowaliśmy pozytywne tendencje. Zmniejszał się deficyt w handlu zagranicznym i deficyt na rachunku bieżącym. W wymianie towarowej w 2013 r. pierwszy raz od 20 lat osiągnęliśmy nadwyżkę. Warto też zauważyć wzrost udziału polskich firm w handlu zagranicznym. Niepokoi jednak rosnący wypływ dochodów z inwestycji, który od 2004 r. utrzymuje się zwykle powyżej 5 proc. PKB, a w 2013 r. wyniósł aż 100 mld zł, czyli 6,2 proc. PKB.
Co przedsiębiorca powiedziałby o firmie, która więcej ma kosztów niż przychodów? Powiedziałby: „nie jest dobrze, ale się zdarza”. A co powiedziałby, gdyby taka firma miała takie straty przez ponad 20 lat? Zapytałby: „a jak ona jeszcze istnieje?”
Gospodarka narodowa to rzecz dużo bardziej skomplikowana niż firma. A że polska gospodarka nie istnieje jako przedmiot publicznej informacji i analizy, nie ma jej przez to w świadomości Polaków. Stąd konieczne jest porównanie (z całą ich ułomnością) do przedsiębiorstwa. Inaczej nikt nie rozumie, w czym rzecz.
Rosną przychody, ale koszty są wyższe
Jedyne bowiem, co pozostało z gospodarki narodowej w publicznej dyskusji to PKB. Mało kto już wie, że produkt krajowy brutto to wcale nie procentem, jak ciągle słyszymy (niektórzy dziennikarze skracają i piszą: „PKB wyniosło 2,1%!”), ale kwotą pieniężną. W rachunkach firmy kategorię PKB można przyrównać do wielkości obrotu czy przychodów ze sprzedaży. Powtarzając ciągle jak mantrę „wzrost, wzrost, wzrost” PKB, politycy napędzają przychody, obrót gospodarczy, w ogóle nie zajmując się innymi, równie ważnymi parametrami naszej gospodarki.
Pomyślmy bowiem, gdyby przedsiębiorstwo było zainteresowane tylko wzrostem swoich obrotów, a w ogóle nie troszczyło się o zysk, to co by szanowny Czytelnik (zakładam, że przedsiębiorca) powiedział? Że taka firma nie będzie długo istnieć. Bo dodatni wynik finansowy jest podstawą trwania i rozwoju firmy, niektórzy nawet twierdzą, że jedynym jej celem. W Polsce wynikami naszej gospodarki narodowej (bilansem handlowym, rachunkiem bieżącym, zadłużeniem) nikt się nawet nie zajmuje. A cierpi ona na piekielną niekonkurencyjność. W latach 1994-2012 nie było jednego roku, gdy sprzedaliśmy za granicę więcej towarów niż kupiliśmy. Niewielka nadwyżka pojawiła się dopiero w 2013 r.
Podstawowe wskaźniki polskiej gospodarki w latach 2000-2013 | |||||||
Rok | Wartość PKB w mld zł | Deficyt handlowy | Deficyt na rachunku bieżącym | Wypływ dochodów z inwestycji | |||
w mld zł | w % PKB | w mld zł | w % PKB | w mld zł | w % PKB | ||
2000 | 744 | 53 | 7,1 | 45 | 6 | 15 | 2 |
2001 | 780 | 31 | 4 | 24 | 3,1 | 15 | 1,9 |
2002 | 809 | 30 | 3,7 | 22 | 2,7 | 15 | 1,9 |
2003 | 843 | 22 | 2,6 | 21 | 2,5 | 21 | 2,5 |
2004 | 925 | 22 | 2,4 | 49 | 5,3 | 48 | 5,2 |
2005 | 983 | 10 | 1 | 23 | 2,3 | 42 | 4,3 |
2006 | 1 060 | 23 | 2,2 | 41 | 3,9 | 56 | 5,3 |
2007 | 1 177 | 52 | 4,4 | 73 | 6,2 | 70 | 5,9 |
2008 | 1 276 | 74 | 5,8 | 84 | 6,6 | 53 | 4,2 |
2009 | 1 345 | 23 | 1,7 | 52 | 3,9 | 68 | 5,1 |
2010 | 1 417 | 35 | 2,5 | 72 | 5,1 | 77 | 5,4 |
2011 | 1 523 | 41 | 2,7 | 75 | 4,9 | 87 | 5,7 |
2012 | 1 595 | 22 | 1,4 | 56 | 3,5 | 91 | 5,7 |
2013 | 1 621 | -10 | 0,6 * | 20 | 1,2 | 100 | 6,2 |
*Nadwyżka w handlu zagranicznym.
źródło danych: NBP i GUS
Łączny deficyt w handlu zagranicznym wyniósł w tym czasie kilkaset mld zł. To tak jakby (w dużym uproszczeniu) firma miała stratę operacyjną przez tyle lat! Ten pierwszy podstawowy wynik na sprzedaży produktów! Czy można sobie coś takiego wyobrazić? Jaka spółka istniałaby po dwudziestu latach strat operacyjnych? Strata na operacjach oznacza, że podstawowa działalność przedsiębiorstwa jest niedochodowa, a firma jest do zamknięcia, jeśli ten stan się utrzymuje dłużej. Gospodarka to rzecz znacznie bardziej skomplikowana niż spółka, jednak w obu działają podobne reguły: stratę trzeba czymś pokryć. Najprostsze – sprzedażą majątku lub zadłużeniem. I właśnie ujemny bilans handlowy i rachunek bieżący jest taką maszyną do generowania zadłużenia.
Wynik netto też ujemny
Oprócz wyniku podstawowego, na sprzedaży, mamy także w firmie wynik netto, ujmujący już wszystkie czynniki dochodów i kosztów firmy. Odpowiednikiem w gospodarce narodowej jest wynik na rachunku bieżącym. Określa on czy gospodarka polska zanotowała dodatni czy ujemny przepływ środków. I co prawda lepiej byłoby porównywać go w kategoriach rachunku przepływów finansowych, jednak są one znacznie mniej znane, pozostańmy więc przy rachunku wyników: gospodarka polska odnotowuje od 17 lat „stratę netto”. Deficyt na rachunku bieżącym w latach 1995-2012 był jeszcze wyższy niż handlowy.
Dokładnie mówiąc, Polska zaciąga kredyt u reszty świata, pożycza kapitał od partnerów zagranicznych. Spada wtedy majątek netto osób, instytucji (np. budżetu państwa) i przedsiębiorstw w Polsce. Kraj czerpie z oszczędności światowych i może konsumować więcej niż wytwarza. Na ten ujemny wynik składa się kilka czynników, jednak nie będziemy ich analizować, gdyż przekracza to ramy tego niewielkiego tekstu. Przyjrzyjmy się największemu i rosnącemu elementowi tych „strat” polskiej gospodarki.
Jeśli przedsiębiorstwo ponosi straty, trzeba je z czegoś pokryć. Sprzedać majątek, oddział spółki, podwyższyć kapitał… Gospodarka poprzez takie wyniki jak nasza – skazana jest na zadłużanie się. To zadłużanie się może mieć kilka form. Najbardziej znana jest zadłużanie się budżetu państwa, ale to jedynie nieznaczna część gospodarki. Można sprzedawać majątek, co też jest praktykowane przez państwo, a w sferze gospodarki mamy do czynienia z inwestycjami zagranicznymi.
Zjawiskiem tym się szczycimy, jest ono strategicznym celem naszej polityki. Przedstawiciele rządu Polski czy to w Europie, USA, Chinach czy Brazylii – zachęcają do nich zagraniczne przedsiębiorstwa bardzo szeroko. Polacy są znani ze swojej gościnności, i weszła ona w nasze przysłowia, a “zastaw się a postaw się” świetnie pasuje do opisywanego przypadku.
Nasza gościnność wobec zagranicznych inwestycji jest ogromna. Mamy osobny urząd do jej promowania, uchylania wręcz nieba inwestorom. Mogą oni liczyć na ekstra gościnność, na którą krajowy przedsiębiorca liczyć nie może. Otwieramy i oddajemy zagranicznym przedsiębiorstwom nasz rynek bardzo hojnie. Cieszymy się, że inwestują u nas, szeroko ich zapraszamy, uchylamy nieba i cieszymy się, że “stworzono nowe miejsca pracy”. O te mniej przyjemne konsekwencje nie martwimy się w ogóle. Nawet o nich nie mówimy. W odróżnieniu bowiem od krajowych inwestorów – tych oby jak najwięcej… – zagraniczne mają zasadniczą wadę. Zyski z tych inwestycji wypływają za granicę. Zyski krajowych przedsiębiorców wchodzą na powrót w obieg gospodarczy, zwiększając możliwości inwestycyjne bądź potencjał konsumpcyjny gospodarki. Przedsiębiorstwa zagraniczne zbierają zyski z polskiego rynku i kumulują je u siebie w domu.
Nic oczywiście złego w stosowaniu mechanizmu inwestycji zagranicznych dla rozwoju gospodarczego. Jednak lekarstwo w nadmiarze staje się trucizną. Goniąc ciągle do przodu („wzrost gospodarczy”, wzrost, wzrost!) zapominamy, że portfel jest coraz cieńszy, bo „jedziemy na stratach”. To samo z nadmiarem zagranicznych inwestycji i brakiem ich równowagi z inwestycjami krajowymi. To co stanowi wartość jakiegoś rynku – jego siła nabywcza – powoli jest wypłukiwana. Jak intensywnie wypłukiwana? Otóż w 2012 roku przedsiębiorstwa i inwestorzy zagraniczni wysłali do siebie zyski z polskich inwestycji w kwocie ponad 90 miliardów złotych (91,3 mld zł). Prawie 2 400 zł rocznie na każdego Polaka, starego, młodego, oseska, a i też emigranta, którego jeszcze zaliczamy do rodaków mieszkających w kraju, choć już dawno wyjechał za pracą. To prawie 6% PKB.
Jak pisałem, środek na szybszy rozwój, inwestycje zagraniczne, może też być trucizną dla gospodarki. Jeśli wypływ zysków nie jest zrównoważony konkurencyjnością gospodarki, dodatnim bilansem handlowym (wyższym eksportem niż import), z których nadwyżka może spłacać zyski z inwestycji lub innymi czynnikami – podmywa siły rozwojowe tej gospodarki, uzależnia od pożyczek, a w ostatniej instancji skazuje na kryzys. Każdy chyba doświadczony przedsiębiorca przeszedł przez sytuację nadmiernego zadłużenia. Wie, jak ciężko z takiej opresji się wychodzi, wie, jak koszty zadłużenia zjadają środki, jak trudno utrzymać firmę, nie mówiąc już o rozwoju. Jednak ten, który nie wstrzymał w odpowiednim momencie zwiększającego się zadłużenia, musiał zapłacić wszystkim, co miał. Zżarły go koszty finansowe, stracił płynność… i potem… wiadomo.
Andrzej Szczęśniak, analityk rynków energii