Aktualności

54 proc. Polaków spłaca kredyt lub pożyczkę, ale tylko co 4. osoba sprawdza czy ją na to stać

Jak wynika z raportu Intrum, pandemia Covid-19 zmniejszyła dochody aż 45 proc. konsumentów w Polsce. Z tego powodu co 3. osoba (32 proc.) musi pożyczać pieniądze każdego miesiąca, by pokryć bieżące rachunki. Dane Krajowego Rejestru Długów są jeszcze mniej optymistyczne– informują, że ponad połowa Polaków (54 proc.) spłaca obecnie kredyty lub pożyczki.

Według statystyk chodzi głównie o drobniejsze zobowiązania, a pożyczone środki przeznaczamy na zakup sprzętu RTV/AGD bądź remont czy wyposażenie mieszkania. Większym problemem jest jednak fakt, że tylko co. 4 osoba przed zaciągnięciem długu analizuje, czy będzie w stanie bez przeszkód spłacać zobowiązanie. Taka nieroztropność w połączeniu z niepewną sytuacją gospodarczą, w której funkcjonujemy już przeszło rok, to sprawdzony przepis na kłopoty finansowe. Najpierw pozornie te niegroźne, które jednak z czasem mogą przerodzić się w popadnięcie w spiralę długów, z której jedynym wyjściem może okazać się ogłoszenie upadłości konsumenckiej. Jak uniknąć takiego scenariusza?

Pandemia zmusiła do pożyczania co 3. Polaka

Jak pokazują dane zgromadzone przez Intrum w pandemicznym 2020 roku[3], 1/3 konsumentów pożycza pieniądze co miesiąc, by pokryć bieżące wydatki. W tym przypadku ważna jest nie tylko liczba zadłużonych, ale również konkretne kwoty. 27 proc. konsumentów pożycza regularnie sumy wynoszące mniej niż 10% miesięcznego wynagrodzenia. Nieco mniej, bo 23% pożycza w granicach 10-25% wysokości swojej pensji.

– Jak wynika z naszego badania, chociaż „tylko” 11% zadłuża się na kwoty sięgające 50% miesięcznych dochodów, to jednak te dane nie nastrajają optymistycznie. Dowodzą, że pewna część naszego społeczeństwa nie ma środków na podstawowe potrzeby i musi regularnie sięgać po dodatkowy zastrzyk gotówki. Jeżeli spłacamy pożyczkę czy kredyt, który pochłania znaczną część naszego domowego budżetu, to zaraz na początku miesiąca po uiszczeniu takiej należności brakuje nam pieniędzy na utrzymanie. W takiej sytuacji znów musimy się zadłużyć… Niestety, w błędne koło wpadła w korona-kryzysie niemała grupa konsumentów – komentuje Agnieszka Siemieniuk, ekspert Intrum.

Kontakt z windykatorem, czyli pomoc w spłacie

W jeszcze gorszej sytuacji są te osoby, które muszą zaciągać pożyczki czy kredyty na spłatę aktualnych zobowiązań. Według KRD[4] dotyczy to 13% spośród wszystkich zadłużonych. Należy bowiem być świadomym faktu, że to tylko doraźne rozwiązanie. Kolejny kredyt pozwoli nam spłacić „najważniejszego” w naszej ocenie wierzyciela czy opłacić ratę kredytu (np. hipotecznego), w którego przypadku braku regularnych wpłat oznaczałby poważne konsekwencje. Jednak dług kompletnie nie znika, a co więcej – całkowita kwota zadłużenia może rosnąć z miesiąca na miesiąc z powodu odsetek. Co zatem zrobić w sytuacji, kiedy brakuje środków nie tylko na codzienne wydatki, ale również na spłatę zobowiązań?

– Kluczowe jest przyznanie się przed samym sobą, że taki problem nas dotyczy, że przestaliśmy panować nad osobistymi finansami. Powody takiej sytuacji mogą być różne, ale fakt pozostaje faktem. Warto wiedzieć, że kiedy nie radzimy sobie ze spłatą zaciągniętych kredytów czy pożyczek, możemy skorzystać z rozwiązań, które niejako powstały na wypadek takich sytuacji. Przykładem jest kredyt konsolidacyjny. Konsolidacja zadłużenia, czyli mówiąc w skrócie – połączenie np. kilku kredytów w jeden, sprawi, że całkowita wysokość miesięcznej raty do opłacenia będzie niższa i będziemy mogli wynegocjować z bankiem korzystniejsze warunki spłaty tego „nowego” zadłużenia – podpowiada Agnieszka Siemieniuk, ekspert Intrum. Banki czy insynuacje pożyczkowe są świadome trudnej sytuacji finansowej, w której znaleźli się konsumenci w pandemii i oferują im wsparcie. – Dlatego, nawet jeżeli tylko przypuszczamy, że będziemy mogli mieć problemy z terminowym wywiązywaniem się ze spłaty, warto o tym fakcie niezwłocznie powiadomić wierzyciela, który może zaproponować np. nowe, korzystniejsze dla naszego portfela warunki spłaty. Pamiętajmy, że bankom również opłaca się, by ich klienci dokonywali terminowych wpłat. Gdy odsetek nierzetelnych dłużników niebezpiecznie wzrasta, banki same zaczynają mieć problemy finansowe, a ich skutki odczuwają wszyscy konsumenci, płacąc wyższą cenę za korzystanie z poszczególnych produktów. W ten sposób banki rekompensują sobie straty – dodaje Agnieszka Siemieniuk.

Jeżeli zaczniemy mieć problem z terminową spłatą zobowiązań i za późno zaczniemy działać, może zdarzyć się, że wierzyciel upomni się o swoje pieniądze lub poprosi firmę windykacyjną o pomoc w odzyskaniu należnych środków. Jeżeli sprawą naszego zaległego zadłużenia zainteresuje się windykator, najważniejsze jest, aby nie unikaćz nim kontaktu. Telefon i listowne powiadomienie przypominające o zapłacie (pismo od windykatora) to znak, że jeszcze mamy czas, by rozwiązać nasz problem finansowy bez konsekwencji – szybko i polubownie, bo sprawa zadłużenia nie została jeszcze oddana w ręce sądu. Zadaniem windykatora, mimo iż ten może działać w imieniu banku, ubezpieczyciela czy telefonii komórkowej, jest udzielenie pomocy zadłużonej jednostce w wyjściu z problemów finansowych. Przede wszystkim taka osoba zaproponuje harmonogram spłaty zaległego zadłużenia, który będzie dopasowany do aktualnej sytuacji finansowej konsumenta. Dzięki temu ten będzie mógł szybciej pozbyć się kredytu czy pożyczki i zacząć życie wolne od długów.

Oprócz tego windykator udzieli wskazówek, jak w przyszłości zarządzać finansami osobistymi, by uniknąć podobnych problemów, także tych poważniejszych w postaci doprowadzenia do upadłości konsumenckiej. W całym 2020 r. ogłoszono ich o 64 proc. więcej niż w roku poprzednim, więc problem jest realny i dotyka wiele osób. Ogłoszenie upadłości konsumenckiej jest „ostatecznym” rozwiązaniem, które pomaga wyjść na finansową prostą, ale przeważnie oznacza utratę części majątku i wiąże się z posiadaniem społecznego piętna bankruta. Zresztą to nie tylko etykietka. – Dla banku osoba, która w przeszłości ogłosiła upadłość konsumencką, nie jest wiarygodnym kredytobiorcą. Taka jednostka prawdopodobnie będzie mieć również problem z dokonaniem zakupów na raty, itp. – zaznacza Agnieszka Siemieniuk, ekspert Intrum.

1 na 4 konsumentów nie zastanawia się nad tym, skąd weźmie pieniądze na spłatę długu

Zmniejszone dochody w wyniku pandemii czy nawet utrata pracy mogą uniemożliwiać terminową spłatę zobowiązań finansowych. Warto jednak świadomie nie prowokować takich problemów. Tak się dzieje, gdy zaciągamy pożyczkę czy kredyt bez wcześniejszej analizy dotyczącej tego, jak taki fakt wpłynie na budżet domowy. Zjawisko jest powszechniejsze, niż się wydaje. 23 proc. konsumentów nie zawsze zastawania się nad tym, czy ich stać, by się zadłużyć i taki krok uzależnia od danej okoliczności lub w ogóle nigdy nie zastanawia się nad tym, czy będzie w stanie zwrócić pieniądze[5].

– Takie lekkomyślne podejście do brania na siebie kolejnych zobowiązań może prowadzić do poważnych tarapatów finansowych. Równie problematyczny jest fakt, że część konsumentów w ogóle nie ma nawyku analizowania swoich możliwości finansowych przed udaniem się do banku po kredyt. Tak powinniśmy postępować zawsze, bez względu na to, czy chcemy zaciągnąć pożyczkę na wysoką kwotę, czy chodzi o drobniejsze sumy jak w przypadku zakupów na raty. Jeżeli bez zaciągniętych zobowiązań trudno jest nam spiąć budżet domowy, comiesięczna spłata raty w wysokości 200, 300 zł może być problemem. Dodatkowo nie można zapominać o tym, że pandemia się nie skończyła, więc w takich niepewnych czasach szczególnie ostrożnie powinniśmy podchodzić do podejmowania wszelkich decyzji finansowych – wyjaśnia Agnieszka Siemieniuk, ekspert Intrum.