Firmy rodzinne lepiej niż inne poradziły sobie w pandemicznym kryzysie. Mimo to kilka procent z nich nigdy nie wróci na rynek
Firmy rodzinne są w Polsce jednym z kół zamachowych gospodarki, generują ok. 1/5 krajowego PKB. Ich wyróżnikiem jest to, że na tle ogółu lepiej radzą sobie z kryzysami i rynkowymi zawirowaniami. Potwierdził to też okres pandemii, w którym spółki rodzinne notowane na GPW zapewniały inwestorom wyższą rentowność i mniejszą zmienność kursów niż nierodzinne biznesy. Nie oznacza to jednak, że wszystkim udało się przetrwać ten trudny okres. – W zależności od branży mówi się o kilku procentach firm, które już nigdy nie wrócą na rynek. W przypadku branży gastronomicznej ten odsetek sięga nawet 30 proc. – mówi dr hab. Krzysztof Safin z Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu.
– Przedsiębiorstwa rodzinne dobrze radzą sobie z kryzysami, a z pewnością lepiej niż firmy nierodzinne. Przykładowo ostatni kryzys finansowo-ekonomiczny z lat 2008–2009 pokazał, że kiedy wszyscy się zamykali, przedsiębiorstwa rodzinne trwały. Kiedy wszyscy zwalniali, przedsiębiorstwa rodzinne pracowników zatrzymywały. Mamy wiele przesłanek, aby sądzić, że w okresie kryzysu pandemicznego sytuacja może być podobna – mówi dr hab. Krzysztof Safin, profesor Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu, dyrektor Centrum Biznesu Rodzinnego i inicjator Kongresu Firm Rodzinnych we Wrocławiu.
Z marcowego raportu opracowanego przez Grant Thornton („Firmy rodzinne na GPW”) wynika, że co trzecia spółka notowana na warszawskim parkiecie jest przedsiębiorstwem rodzinnym. Na rynku głównym jest ich 139. Podczas wielu rynkowych zawirowań, w tym też w okresie pandemii COVID-19, zapewniały inwestorom wyższą rentowność i mniejszą zmienność kursów niż spółki nierodzinne. Między IV kwartałem 2019 roku a III kwartałem 2020 roku rentowność EBITDA dla spółek rodzinnych wyniosła 12,3 proc., tymczasem dla pozostałych – 10,8 proc. Zysk netto wyniósł w tym okresie 2,7 proc. w spółkach rodzinnych, a dla pozostałych spółek odnotowano stratę na poziomie 1,5 proc.
– Z wielu badań wynika, że firmy rodzinne szybko zareagowały na kryzys. Próbowały się ratować, np. kierując pracowników na urlopy, ograniczając czas zatrudnienia czy ograniczając inwestycje. Ratowały się też nowymi instrumentami, chociażby pracą zdalną. W przypadku wielu z nich zaskoczeniem było to, że w ogóle potrafiły to zrobić. Po pierwszym okresie szoku okazało się, że firmy rodzinne wychodzą z chwilowej zapaści, rozszerzając swoją paletę usług i obszar produkcji – podkreśla ekspert.
Grant Thornton wskazuje, że indeks GT Rodzinne, który obrazuje zachowanie akcji 20 największych spółek rodzinnych na GPW, w okresie luty 2020 – luty 2021 zyskał 57 proc., podczas gdy WIG20 stracił 5 proc. To powoduje, że podczas rynkowych i gospodarczych zawirowań inwestorzy darzą spółki rodzinne większym zaufaniem. Nie oznacza to jednak, że wszystkim takim podmiotom udało się przetrwać dotychczasowe pandemiczne turbulencje.
– Trudno powiedzieć, ile firm zostało zamkniętych albo zawiesiło działalność z powodu COVID-19. Firmy rodzinne są bardzo zróżnicowane i wiele zależy od tego, jak długą mają historię, w jakim sektorze funkcjonują, kiedy zaczęły swój rozwój etc. W zależności od branży mówi się o kilku procentach firm, które już nigdy nie wrócą na rynek. W przypadku branży gastronomicznej, która musiała się zamknąć na wiele miesięcy, ten odsetek sięga nawet 30 proc. – mówi profesor wrocławskiej WSB.
Dyrektor Centrum Biznesu Rodzinnego wskazuje, że ta grupa przedsiębiorstw boryka się z podobnymi problemami co cały rynek. Jednak ze względu na osobiste zaangażowanie właścicieli częstokroć radzi sobie z nimi dużo lepiej.
– Okres pandemii sprawia, że modele biznesowe podlegają weryfikacji, bo nie wszystkie się sprawdziły. Firmy, które nie potrafiły szybko przejść na inne formy działalności przestały funkcjonować albo popadły w głęboki kryzys. Natomiast w firmach rodzinnych – i to jest ich duży wyróżnik – zdolność elastycznego reagowania jest dużo większa niż w pozostałych. To wynika m.in. z bezpośredniego zaangażowania przedstawicieli rodziny, bo w rodzinnych przedsiębiorstwach jest właściciel, lecz także jego dzieci, dalsza rodzina i każdy z nich identyfikuje się z firmą i angażuje się mocniej. Dzięki temu nowe pomysły i innowacje są zgłaszane intensywniej niż w firmach nierodzinnych – wyjaśnia dr hab. Krzysztof Safin.
Do głównych wyzwań, jakie stoją przed rodzinnym biznesem, trzeba doliczyć też sukcesję pokoleniową. Dane Instytutu Biznesu Rodzinnego, przytaczane przez Ministerstwo Rozwoju, pokazują, że w ciągu najbliższych pięciu lat sukcesję planuje ok. 57 proc. firm rodzinnych w Polsce, ale tyko 8,1 proc. następców chce poprowadzić w przyszłości firmy rodziców. Ekspert wrocławskiej WSB wskazuje, że ten problem dotyczy zwłaszcza małych biznesów.
– Istnieje cała rzesza firm rodzinnych – nie tylko w Polsce, lecz także na Zachodzie Europy – które nie mają sukcesorów nie dlatego, że właściciele nie mają dzieci, ale dlatego, że jest to dla nich zbyt małe wyzwanie. One często robią już kariery w dużych korporacjach. Tak więc jest to problem w przypadku małych firm. Natomiast w przypadku średnich i dużych istotnym czynnikiem będą z kolei fundacje firm rodzinnych – mówi dyrektor Centrum Biznesu Rodzinnego.
Projekt ustawy o fundacji rodzinnej – opracowany przez Ministerstwo Finansów oraz Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii – został upubliczniony w marcu tego roku. Zakłada, że w Polsce od 1 stycznia 2022 roku pojawi się możliwość zakładania fundacji przez firmy rodzinne. Ma to umożliwić polskim przedsiębiorstwom kompleksowe zaplanowanie sukcesji pokoleniowej i określenie m.in. kto ma zostać właścicielem firmy, kto ma nią zarządzać i kto może czerpać z niej finansowe korzyści. Projektowana ustawa ma też wyeliminować ryzyko konfliktów okołospadkowych oraz zapewnić ochronę przed rozdrobnieniem majątku i niekontrolowanym podziałem firmy rodzinnej wskutek dziedziczenia. Resort finansów zakłada, że ustawa trafi do Sejmu po wakacjach.
– Ustawa ta – długo wyczekiwana, opracowywana już od dłuższego czasu ku zadowoleniu wielu przedsiębiorstw rodzinnych – będzie istotnym elementem wspierającym ich funkcjonowanie i rozwój. Dotyczy to jednak raczej większych i średnich firm rodzinnych. Szacuje się, że pozytywne efekty będą dotyczyć około 5 tys. takich przedsiębiorstw, podczas gdy na rynku mamy ich w sumie setki tysięcy – mówi Krzysztof Safin.
Z danych Ministerstwa Rozwoju wynika, że z ponad 2 mln polskich przedsiębiorstw prywatnych prawie 830 tys. to właśnie firmy rodzinne. Najwięcej jest ich w branży handlowej (32 proc.), przetwórstwa przemysłowego (16 proc.), budowlanej (12 proc. ) oraz usług profesjonalnych (11 proc.). Co istotne, ich wpływ na gospodarkę sukcesywnie rośnie. Podczas gdy jeszcze w 2009 roku firmy rodzinne wytwarzały ok. 10 proc. polskiego PKB, tak obecnie jest to już ok. 18 proc., czyli ponad 330 mld zł (dane PARP). To oznacza, że średnio co piąta wypracowana w kraju złotówka jest efektem działalności firm rodzinnych. Pod tym względem wciąż daleko nam jednak do rozwiniętych gospodarek, w których wpływ firm rodzinnych na PKB przekracza nawet 50 proc.
Z ubiegłorocznego raportu „Najmocniejsze marki rodzinne”, opracowanego przez Fundację Firm Rodzinnych, wynika, że dziesiątka najbardziej rozpoznawalnych marek rodzinnych w Polsce to: Grycan, Black Red White, Solaris, Komputronik, Koral, Wedel, Kania, Olewnik, Tarczyński i Ziaja. Dalej uplasowały się też m.in. dr Irena Eris, Mokate, Adamed, Roleski, Pruszyński, Blikle, W. Kruk i Gessler. W tym zestawieniu znalazło się jednak kilka firm, które – choć zmieniły właścicieli i już od kilku lat nie kwalifikują się jako firmy rodzinne – to nadal są tak przez Polaków postrzegane.
Podsumowanie dotychczasowych zmagań przedsiębiorców z pandemią i perspektywy na przyszłość będą głównymi tematami IV Kongresu Firm Rodzinnych, który odbędzie się na początku września we Wrocławiu.
– W czasie Kongresu chcemy pokazywać, w jaki sposób firmy rodzinne są przygotowane na wyzwania popandemiczne. Te wyzwania dotyczące samej przyszłości będą pewnie jeszcze przez wiele lat stygmatyzowane covidem. Chcemy porozmawiać o tym, jak firmy sobie poradziły, jakie są instrumenty, aby mogły sobie poradzić lepiej, jaka instytucja może im pomóc – wskazuje profesor Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu.
źródło: Newseria Biznes